Maja Stasińska / Onet.pl
Nie biorą narkotyków i nie nadużywają alkoholu. Ich nałóg jest mniej oczywisty, bo przecież leki mają poprawiać zdrowie i służyć człowiekowi. Lekomanki uciekają do „narkotykowego” świata, bo nie radzą sobie z życiem. Na terapię najczęściej trafiają ze zrujnowanym zdrowiem…
Mąż Barbary nigdy nie uderzył, niszczył ją psychicznie – powoli, systematycznie. Zaczynał od samego rana, mówił, że nic nie umie zrobić, nawet jajecznicy – jest za bardzo ścięta albo za rzadka i tak już było do wieczora. Jego zdaniem wszystko robiła nie tak i nie omieszkał jej o tym powiedzieć. Dzieci nie tak były ubrane, zakupy nie tak zrobione, bo zawsze mu czegoś brakowało, a to soku, a to kupiła chleb biały, choć razowy zdrowszy. Nigdy nie wiedziała, co ją czeka i do czego się doczepi. A to on przecież „na to wszystko dawał pieniądze”. Ma własną firmę, Barbara jest nauczycielką w liceum.
Pierwszą tabletkę uspokajającą brała zanim jeszcze wstała z łóżka. Łykała pigułkę i leżała kilka minut w łóżku czekając aż zadziała. Obojętniała, on gadał, ona milczała. Było jej wszystko jedno. Zanim wyszła do pracy, łykała następną pigułkę. I jeszcze przeciwbólową, bo od tego szkolnego hałasu dostawała migreny. Dało się jakoś przeżyć dzień po podwójnej, a czasami potrójnej dawce pigułek na uspokojenie. Poza tymi przepisywanymi przez lekarza brała jeszcze ziołowe antydepresyjne bez recepty. W końcu miała pigułkę na wszystko: na depresję, na na sen i na witalność, by się uspokoić i aby się pobudzić, na ładną cerę i na mocne paznokcie. Bywało, że uzbierało się ich kilkadziesiąt dziennie. Barbara pamięta, jak lekarz stwierdził, że za dużo bierze leków uspokajających i odmówił jej przypisania dodatkowych. Krzyczała, że on od tego jest, żeby jej pomagać, a nie moralizować. Poszła do innego lekarza, po dodatkowe tabletki. Nie potrafiła wyobrazić sobie, żeby nie mieć zapasu leków. Zawsze je miała w szufladzie i w torebce. Inaczej traciła grunt pod nogami. Tabletki na uspokojenie brała ponad 10 lat. Zaczęła się na nie uodparniać, więc dawkowała coraz więcej. Kiedyś przespała niemal dobę, wzięła ich tak dużo. Coraz więcej łykała i coraz trudniej było jej normalnie funkcjonować.
– Nie mogłam inaczej. Bałam się, że jak nie wezmę pigułki, to nie przetrzymam dnia. Budziłam się z lękiem, że mąż znowu zacznie swoją litanię, a ja nie dam sobie rady, zabiję jego albo siebie. Szkoła to dzisiaj teren sportów ekstremalnych, nie wiesz, kiedy kosz wyląduje na twojej głowie – wspomina Beata.
Robert Rejniak, specjalista psychoterapii uzależnień z Zespołu Psychoterapeutyczno-Szkoleniowego Terapeutica w Bydgoszczy zauważa, że coraz młodsi ludzie uzależniają się od leków. Dzieje się tak z kilku powodów. Firmy farmaceutyczne kładą duży nacisk na promocję. Niegdyś chorowanie było czymś niemiłym, bo trzeba było leżeć w łóżku i brać gorzkie, niesmaczne leki. Dzisiaj nie dosyć, że można mieć wolny dzień, oglądać programy licznych kanałów telewizji albo serfować po internecie, to jeszcze leki są łatwe do użycia i szybko przynoszą ulgę. Syropy dla dzieci są słodkie – truskawkowe, bananowe, pigułki kolorowe. Chorowanie jest fajne. A do tego w mediach jest pełno reklam, które przekonują, że tabletka daje szczęście. Pokazana jest cudowna rodzina, tata przychodzi do domu zmęczony i zestresowany, ale łyka tabletkę i radośnie bawi się z dzieckiem, bo go już nic nie boli. Kobieta spóźniona i przemęczona bierze pigułkę i jest zadowolona, uczesana i gotowa do pracy, która sprawia jej przyjemność, a wszyscy się do niej uśmiechają.
– Od najmłodszych lat ludzie są karmieni informacjami: po co cierpieć, skoro na wszystko jest pigułka. Nie bez znaczenia jest też dostępność leków. Mamy je całe szuflady. W efekcie, kiedy dziecko nie chce spać, rodzice dają lek na uspokojenie, kiedy uczeń podstawówki denerwuje się przed klasówką, dostaje pigułkę – dodaje Robert Rejniak.
Strach przed bólem
Agata zażyła w ciągu doby 40 tabletek przeciwbólowych. Gdyby łyknęła je bez „przygotowania” pewnie by się zatruła, ale ona „przygotowywała” się około 6 lat. Jechała samochodem, kierowca wyjeżdżał z podporządkowanej, uderzył w bok, wpadła w poślizg, uderzyła w słupek. Z urazem kręgosłupa trafiła do szpitala. Czekała ją długa rehabilitacja.
– Jak boli cię kręgosłup, to boją się całe plecy, głowa. Brałam tabletkę przeciwbólową i odczuwałam ulgę. Ból odpuszczał, odprężałam się, mogłam coś robić i przez chwilę nie skupiać się na bólu. Żeby nie wrócił, łykałam kolejne pigułki. Bywały dni, że co godzinę. Na początku bałam się, że się zatruję, ale okazało się, że nic mi nie jest. Nie miałam rewolucji żołądkowych. W końcu zaczęłam brać tabletkę, jak było mi smutno. Sięgałam po nią bezwiednie. Po chwili zastanawiałam się, co ja robię, przecież nic mnie nie boli, przynajmniej fizycznie – mówi Agata.
Robert Rejniak zauważa, że nawet leki dostępne bez recepty mogą uzależniać. Tabletki które zwierają ibuprofen mają działanie przeciwbólowe, ale też rozluźniające. Stąd poczucie ulgi. Druga grupa leków, od których najczęściej się uzależniamy, to leki uspokajające z grupy benzodiazepin, barbiturany i pochodne opiatów. W większości są na receptę, ale lekarze przypisują je na prośbę pacjenta bez większych dyskusji.
Lekomanka na odwyku
Barbara przez te wszystkie lata zażywania leków na nerwice poznała niemal wszystkie. Jedne odstawiała, zaczynała brać inne. Zamieniała leki i lekarzy. Od pół roku jest na terapii. Bierze leki zastępcze, powoli zmniejsza dawki. Czuje się coraz lepiej i zmienia swoje życie. Latami problemy spychała do konta, aż w końcu zajęły całą przestrzeń. Rozstała się z mężem. Bała się, że jak go zostawi, nie będzie miała z czego żyć, ale wywalczyła wysokie alimenty na dzieci i na siebie. Przyzwyczaja się do ciszy w domu. Do dziś jednak budzi się lękiem i pytaniem, co dziś usłyszy, że jest do niczego, brzydka i źle ubrana. I przypomina sobie, że przecież jego już nie ma.
Zdałam sobie sprawę, jak bardzo skrzywdziłam swoje dzieci, które musiały słuchać wiecznie awanturującego się ojca, a z drugiej strony miały ciągle nieobecną matkę. Uświadomiłam sobie, że ja nic nie wiedziałam o swojej 12-letniej dziś córce i 15–letnim synu. Straciliśmy bardzo dużo czasu. Powoli odzyskuję siebie i swoje życie. Czasami tylko boję się, że nie dam sobie rady bez tabletek. Latami niepokój i ból tłumiłam lekami. Gdy je przestaję brać problemy nie znikają, ale muszę się z nim mierzyć. To bardzo trudne – mówi Barbara.
Agata coraz częściej zaczęła źle się czuć. Bolał ją nie tylko kręgosłup, ale też brzuch. I dozowała jeszcze więcej pigułek, po 3-6 tabletek od razu. Sądziła, że sobie pomaga. Do przeciwbólowych doszły jeszcze na nieżyt żołądka. Miała je zawsze w torebce, inaczej traciła poczucie bezpieczeństwa. W pracy, jest graficzką w jednym z wydawnictw, ludzie nie korzystali z apteczki, kiedy coś im dolegało, szli do Agaty. Wiedzieli, że ona jest jak apteka. W końcu z krwawieniem z przewodu pokarmowego trafiła do szpitala. Kiedy lekarze zmniejszyli dawki leków, bolało ją wszystko, myślała, że tego nie przeżyje, prosiła o leki przeciwbólowe, a lekarz przekonywał, że przecież dostaje. Powiedział jej, że ma zniszczony układ pokarmowy, że jeśli nie przestanie zażywać leków przeciwbólowych, może tego nie przeżyć. Miała 32 lata. Zaczęła terapię odwykową, jest ciężko. Po miesiącu przerwała, ale po tygodniu zaczęła bać się, że umrze. Jej chłopak postawił ultimatum, albo wróci na terapię, albo on odchodzi. Dziś leki bierze pod kontrolą lekarza. Często boli ją głowa. Wtedy duża jest pokusa, żeby łyknąć pigułkę i żeby wszystko było dobrze. Czasami nie wytrzymuje, siedzi i płacze. Maciek ma anielską cierpliwość, ale Agata widzi, jak ciężko mu czasami z nią wytrzymać, jest rozdrażniona, czepia się, a potem przeprasza. Nie opuszcza ją lęk, że on nie wytrzyma tego, bo jej samej ze sobą trudno wytrzymać.
Łykając pigułkę, nie docieramy do źródła problemu i nie rozwiązujemy go. Nie uczymy się radzić sobie ze stresem. Z czasem musimy tylko brać coraz więcej leków. Najczęściej do myślenia daje pojawienie się skutków ubocznych: problemy z przewodem pokarmowym, owrzodzenia, nadkwaśność. Podejrzenie uzależnienia często pojawia się dopiero, kiedy ktoś wymiotuje krwią, ma krwawienie z nosa, słabnie, boli go brzuch, jest „nieobecny”, zaczyna mieć problemy w pracy i w szkole. Często trafia do szpitala z obajawami lekomanii i dopiero wtedy problem wychodzi na światło dziennie. Czasami rodzina zaczyna dostrzegać niepokojące objawy. Rzadziej sam uzależniony. Lekomanię leczy się, jak każde inne uzależnienie. Na początek często potrzebne jest odtrucie organizmu – detoksykacja. Później wskazana jest psychoterapia – mówi Robert Rejniak.